Gdy myśli się o losie jeńców wojennych w niewoli niemieckiej, często przypominają się wspomnienia o przytłaczającej nudzie i „obozowej chorobie”. Jednakże równie palącym problemem były deficyty żywności. Niemieccy decydenci, zwłaszcza w obłożonej blokadą i coraz bardziej wyniszczonej Trzeciej Rzeszy – nie uważali żywienia coraz większej liczby jeńców za priorytet. Choć Niemcy nie głodzili alianckich jeńców – jak to czynili z jeńcami radzieckimi, których w niemieckiej niewoli zginęły ponad trzy miliony, - ilość i jakość jedzenia dostarczanego do stalagów i oflagów była, mówiąc delikatnie, marna. Byli jeńcy wspominali później swoje niedowierzanie, gdy otrzymywali kawałek namiastki chleba z mąki wymieszanej z trocinami, czy wodnistą zupę gotowaną na zarobaczonej koninie i garstce podgniłych warzyw.
Na szczęście jednak Niemcy w większości przestrzegali konwencji genewskich o traktowaniu jeńców wojennych, i zgodnie z jej ustaleniami pozwalali krajom alianckim i organizacjom pomocowym dostarczanie uzupełniających paczek z żywnością i innymi materiałami. Jedną z takich organizacji był Międzynarodowy Czerwony Krzyż, który nadzorował przygotowanie, transport i dystrybucję paczek do obozów jenieckich rozmieszczonych na terenie Niemiec. Często jednakże liczba dostarczanych paczek nie była wystarczająca, i jeńcy musieli dzielić się ich zawartością.
Przeciętna paczki zawierała puszkowaną żywność – dżem, tuńczyk, skondensowana zupa czy mleko w proszku; paczki cukru, rodzynek, kawy lub sucharów; słodycze w postaci tabliczek czekolady lub ciastek; oraz przedmioty codziennego użytku takie jak mydło i – dla wielu najważniejsze, - papierosy. Niektóre paczki zawierały także podstawowe leki i materiały medyczne, co pozwalało obozowym lekarzom utrzymywać swych podopiecznych we względnie dobrej kondycji.
W większości obozów jeńcy oddawali część „luksusowych” produktów ze swych paczek do spiżarni obozowej kuchni, tak by obozowi kucharze mogli łączyć je z racjami niemieckimi celem przygotowania czegoś bardziej jadalnego. Inne dzielone po równo artykuły – takie jak papierosy, - były cenione szczególnie, jako że jeńcy używali „fajek” w zastępstwie pieniędzy. Nieliczni niepalący mieli najlepiej, ponieważ mogli przehandlować swoje papierosy za specjalne usługi lub inne pożądane smakołyki.
Aby utrzymać tę niezbędną pomoc w postaci paczek, alianckie władze wojskowe dbały o to, by żadne organizacje nie wykorzystywały paczek Czerwonego Krzyża do prób przemycania przedmiotów przydatnych w próbach ucieczek. Gdyby Niemcy wykryli takie przedmioty, natychmiast wstrzymaliby dostarczanie paczek.
Paczki Czerwonego Krzyża podtrzymywały morale jeńców nie tylko ze względu na swą smakowitą i przydatną zawartość, ale także dlatego, że stanowiły namacalny dowód na to, że ojczyzna nie zapominała o swoich żołnierzach pozostających w niewoli. Wraz z listami z domu paczki te pomagały jeńcom chronić się przed popadnięciem w rozpacz. Niekiedy zawartość paczek ubogacała obchodzenie świąt, takich jak Święto Dziękczynienia czy Boże Narodzenie, przed którymi Czerwony Krzyż umieszczał zwykle w paczkach puszkowanego indyka.
Gdy tylko napływ paczek ustawał – jak na przykład podczas ewakuacji poszczególnych obozów z powodu postępów Armii Czerwonej, - stan zdrowia jeńców gwałtownie się pogarszał. W ostatnich miesiącach wojny, gdy alianckie bombardowania sparaliżowały niemiecki system transportu, a Niemcy przemieścili wielu jeńców do tymczasowych obozów, Generał Eisenhower zgodził się nawet na wykorzystanie amerykańskich ciężarówek do awaryjnych dostaw paczek przez Szwajcarię.
Łącznie Amerykański Czerwony Krzyż wyprodukował w czasie II wojny światowej ponad 27 milionów paczek. Brytyjski Czerwony Krzyż przygotował ich ponad 20 milionów. Wiele z tych paczek posłano także do złowrogich niemieckich obozów koncentracyjnych, w których warunki były bez porównania gorsze niż w obozach jenieckich. Według niektórych ocalałych więźniów tych obozów, paczki Czerwonego Krzyża stanowiły różnicę między życiem a śmiercią.